Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pałac Wallenberg-Pachaly na sprzedaż. W pakiecie z gmachem biblioteki [ZOBACZ WNĘTRZE PAŁACU]

Redakcja
.
. Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
W pałacu stajnia z kamiennymi żłobami, wozownia, reprezentacyjne sale, klatka schodowa z dwoma rzędami krętych drewnianych schodów i dziesiątki gabinetów. Na korytarzach do dziś stoją pancerne szafy z fabryki Gertha. Dawna rezydencja rodziny Wallenberg-Pachaly, a później siedziba dyrekcji biblioteki, stoi pusta od lat i nikt jej nie chce kupić. Uniwersytet Wrocławski znów próbuje ją sprzedać, tym razem dorzuca neogotycki gmach dawnej biblioteki głównej przy ul. Szajnochy. Cena minimalna to 28 mln zł.

Uniwersytet Wrocławski od lat usiłuje sprzedać klasycystyczny pałac rodziny Wallenberg-Pachaly. Uczelnia po raz pierwszy wystawiła zabytek na licytację w 2013 z ceną wywoławczą przekraczającą 16 mln zł. Nie udało się. Uczelnia kilka razy obniżała cenę. W międzyczasie zgłosił się potencjalny kupiec – przedstawiciel rodu Wallenbergów. Zaniechał jednak kupna, gdy oszacował koszt renowacji pałacu. W ubiegłym roku uczelnia obniżyła cenę minimalną do ok. 10 mln zł. Znów nici ze sprzedaży. Nadszedł czas kolejnej próby. Tym razem Uniwersytet Wrocławski sprzedaje nie tylko pałac z końca XVIII wieku. W pakiecie dorzuca neogotycki gmach Miejskiej Kasy Oszczędnościowej i Biblioteki Miejskiej z końca XIX wieku, położony przy ul. Szajnochy 7-9. Budynki przylegają do siebie, są połączone korytarzem. Cena minimalna za oba to 28 mln zł.

- Po kilku próbach zbycia samego pałacu postanowiliśmy zaoferować całą naszą nieruchomość przy Szajnochy, czyli oba budynki. Być może dla potencjalnego nabywcy łatwiej będzie zagospodarować większą przestrzeń – argumentuje dr Ryszard Balicki z UWr. - To piękne budynki z cudowną historią, należy jedynie mieć dobry pomysł na ich wykorzystanie – podkreśla.

Dobry pomysł - ale i gruby portfel - przyda się na pewno. Adaptacja pomieszczeń biblioteki wypełnionych zabytkowymi regałami już będzie nie lada wyzwaniem. Co dopiero rezydencja rodziny Wallenberg-Pachaly ze stajnią, wozownią, salami kolumnowymi i istnym labiryntem pomieszczeń na trzech piętrach, w których do niedawna znajdowały się gabinety dyrekcji biblioteki, pracowników administracji, oddziały opracowania zbiorów, sale wykładowe i konferencyjne.

Ktokolwiek wyłoży minimum 28 mln zł, wcześniej z pewnością przemyśli ruch nie raz i nie dwa. Tymczasem w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego czytamy, że obszar, na którym znajdują się oba obiekty, jest przeznaczony usługom centrotwórczym:

należy przez to rozumieć prestiżowe usługi o wysokim standardzie z dominującymi funkcjami administracji: biura, banki; kultury i rozrywki - muzea, biblioteki, galerie, teatry, sale wystawiennicze i koncertowe, kluby; obsługi turystów, hotele, gastronomia, biura podróży, informacja turystyczna, ekskluzywny handel detaliczny i rzemiosło.

Czy tym razem uczelnia znajdzie kupca, który pałac (pow. zabudowy 1174 metrów kwadratowych) weźmie w pakiecie z biblioteką (1243 mkw)? Przekonamy się 4 września – na ten dzień uczelnia wyznaczyła przetarg. Która zastrzega, że jeżeli się uda, to do końca 2020 roku i tak będzie korzystała z budynku biblioteki.

Co kryje imponujące wnętrze pałacu rodziny Wallenberg-Pachaly, w którym później siedzibę miała dyrekcja biblioteki? Czytaj na następnych stronach także o gmachu Miejskiej Kasy Oszczędnościowej i Biblioteki Miejskiej.

W całym Wrocławiu próżno szukać drugiego takiego budynku. Bo w którym znajdziemy stajnię z kamiennymi żłobami i ścianami wyłożonymi ceramiką? Lub przestrzenną wozownię z drewnianymi drzwiami dwukrotnie przewyższającymi dorosłego mężczyznę, z której zaprzężone w wozy konie wyjeżdżały wprost na dzisiejszą ulicę Kazimierza Wielkiego? Z wewnętrznego dziedzińca można jeszcze zajrzeć do piwnicy przez drzwi w ziemi lub wejść po skrzypiących schodach. A nad dziedzińcem betonowy taras i ściana z rzędami okien.

Rezydencja rodu Wallenberg-Pachaly (ul. Szajnochy 10) to klasycystyczny pałac wzniesiony w latach 1785-1787 według projektu Karla Gottharda Langhansa. Do największych dzieł tego niemieckiego architekta urodzonego w Kamiennej Górze należy Brama Brandenburska w Berlinie. We Wrocławiu zaprojektował także pałac Hatzfeldtów (ul. Wita Stwosza) oraz rozbudowywał pałac królewski (ul. Kazimierza Wielkiego).

Gospodarzem rezydencji był Heinrich Carl Gideonavon Wallenberg-Pachaly, główny kontroler podatkowy. Pałac był siedzibą magnacką do 1945 roku. Pełnił także funkcję usługową. Mieścił się w nim kantor i firma handlowa prowadzona przez właściciela oraz niemiecki Commerzbank. W XIX wieku rezydencja była kilkukrotnie przebudowywana.

Szczęśliwie pałac Wallenberg-Pachaly ominęły bomby, spadające na Breslau podczas II wojny światowej. Budynek zachował się niemal w nienaruszonym stanie. Po zakończeniu wojny przejął go Uniwersytet Wrocławski i zaadaptował na potrzeby biblioteki: oddziału opracowania zbiorów, dyrekcji i administracji. Biblioteka działa w pałacu do listopada 2013 roku, kiedy przeniosła się do nowoczesnego gmachu przy ul. Fryderyka Joliot-Curie.

I tak wrocławska perła klasycyzmu kurzy się do dziś. Nie sposób nie zgodzić się z przedstawicielami uczelni, którzy piszą, że pałac reprezentuje wyjątkowy dla architektury Wrocławia typ rezydencji:

w której wzajemnie przeplatają się motywy angielskiego palladianizmu, widoczne w konstrukcji elewacji oraz wzory francuskie, wykorzystane przy projektowaniu wnętrz.

Przód elewacji zdobi portyk wysoki na dwa piętra. Po wejściu do pałacu oczom ukazuje się owalna klatka schodowa z dwoma rzędami krętych schodów prowadzących aż na trzecie piętro. Konia z rzędem temu, kto znajdzie w mieście taką drugą.

Na parterze i poniżej jego poziomu znajdują się dwie sale warte uwagi. Pierwsza przestrzenna, z wąskimi spiralnymi schodami, druga prostokątna, z biegnącym przez jej środek rzędem kolumn doryckich i dolną stacją dźwigu towarowego.

Wchodzimy na pierwsze piętro, żeby zobaczyć najbardziej reprezentacyjną salę pałacu. Na wprost od wejścia znajduje się kominek z kariatydami po bokach (dwie podpory w kształcie postaci kobiecej dźwigającej na głowie gzyms). Gdy podniesiemy głowę ku owalnemu sklepieniu, ujrzymy plafon przedstawiający ludzi, anioły i boga greckiego, Chronosa, grającego na flecie. Chronos w traktatach filozoficznych uważany jest za personifikację czasu i przemijania.

Na wyższych pięter istny labirynt pomieszczeń, nie trudno się pogubić, choć zawsze trafia się w końcu na klatkę schodową. Parkiet skrzypi pod nogami, a na korytarzach można znaleźć takie skarby jak szafy pancerne z Fabryki Kas Pancernych Antonego Gertha. Ich skrzydła od wewnątrz zdobią herby Breslau.

Kto chce na własne oczy zobaczyć wnętrze pałacu, ma ku temu doskonałą okazję w dniach 22-26 czerwca, kiedy we wnętrzu zorganizowany zostanie przegląd sztuki Survival.

Budynek Miejskiej Kasy Oszczędnościowej i Biblioteki Miejskiej powstał pod koniec XIX wieku według projektu Richarda Pluddemanna, którego gmachy z czerwonej cegły są architektonicznymi ikonami miasta. Do największych dzieł niemieckiego architekta, projektanta i radcy budowlanego należą także: Hala Targowa, Port Miejski, odbudowa spalonej wieży Katedry pw. św. Marii Magdaleny, budynki liceów przy ul. Piotra Skargi, Tęczowej i Kruczej, projekt architektoniczny mostu Grunwaldzkiego i most Zwierzyniecki.

Neogotycki gmach z charakterystyczną wieżą z zegarem został oddany do użytku w 1891 roku. Pluddemann zaprojektował go na potrzeby działalności dwóch różnych instytucji (kasy i biblioteki), które od początku działały drzwi w drzwi.

Parter zajmowały sale operacyjne, skarbiec i pomieszczenia administracyjne, piętra zaś zbudowano z myślą o bibliotece. Nowoczesna inwestycja, w całości sfinansowana przez kasę miejską, od początku swojego istnienia przydawała blasku i prestiżu miastu. Budynek do dziś zadziwia mnogością nowatorskich rozwiązań.

Przykładem nowatorskiego rozwiązania architektonicznego jest brak stropów pomiędzy kolejnymi piętrami w głównej części budynku. Zamiast nich architekt zaprojektował ażurowe przęsła, oddzielające kondygnacje – kolejne nie lada wyzwanie dla przyszłego właściciela gmachu.

To w nim od II wojny światowej uniwersytet magazynował swoje zbiory na regałach, które – podobnie jak cały budynek – są zabytkiem i zajmują pomieszczenia na wyższych piętrach.

Niżej mieściły się katalogi i czytelnia, oświetlona stolikowymi lampkami, w której od lat panuje półmrok i w której bez problemu można było usłyszeć dźwięk wertowanej na drugim końcu sali książki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto