Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prof. Zygmunt K. z Politechniki Krakowskiej kłamcą lustracyjnym. Jako kontakt operacyjny miał ps. Caruso

Redakcja
Zakłady Chemiczne Alwernia
Zakłady Chemiczne Alwernia Artur Drożdżak
Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał w mocy wyrok na profesora Politechniki Krakowskiej Zygmunta K., któremu zarzucono kłamstwo lustracyjne. Na trzy lata naukowiec ma zakaz pełnienia funkcji publicznych i startu w wyborach.

To był drugi proces w tej sprawie. Za pierwszym razem krakowski sąd umorzył postępowanie, bo uznał, że profesor wypełniając oświadczenie lustracyjne działał w usprawiedliwionym błędzie. Ten wyrok uchylono po apelacji katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Teraz w drugim procesie sąd przyjął już, że prof. Zygmunt K. jest kłamcą lustracyjnym.

Praca w Alwerni

73-letni dziś prof. Zygmunt K. od 1969 do 1986 r. pracował na różnych stanowiskach w Zakładach Chemicznych Alwernia.
Brał choćby wtedy udział w poufnym projekcie badawczym przygotowywanym z naukowcami z ZSRR. Chodziło o opracowanie technologii produkcji nadtlenku wodoru wykorzystywanego w technice rakietowej. W zakładach był Aleksander J. pracownik SB, który sprawował funkcję „opiekuna”. Jednak to nie on, ale wywiad gospodarczy w 1982 r. bardziej uważnie zainteresował się obecnym prof. K.

Mężczyzna został zaproszony do Warszawy na spotkanie z Andrzejem Małeckim, pracownikiem Departamentu Współpracy z Zagranicą Ministerstwa Przemysłu Chemicznego i Lekkiego. Mieli porozmawiać o projekcie badawczym i współpracy z Rosjanami. Faktycznie Małecki był oficerem cywilnego wywiadu gospodarczego, czyli V Wydziału Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i przedstawiał się fikcyjnym nazwiskiem. Faktycznie nazywa się Andrzej S.

Spotkania z oficerami SB

Do kontaktu z prof. K. doszło 25 marca 1982 r. w kawiarni Roxana w stolicy. Niecały tydzień później Zygmunt K. został zarejestrowany jako Kontakt Operacyjny „Caruso” i nie miał pojęcia, że tak został zapisany w rejestrach MSW.
Do tej pory pozostał po tym w archiwach IPN stosowny mikrofilm. 22 kwietnia 1982 r. w Grand Hotelu w stolicy spotkanie z K. odbył z kolei Zbigniew Filipiuk Dyrektor Departamentu Ministerstwa Przemysłu Chemicznego.
Nie zdradził rozmówcy, że i on jest oficerem wywiadu gospodarczego, zastępcą naczelnika wydziału V Departamentu I MSW orz że też posługuje się fikcyjnym nazwiskiem. Namawiał K. do wyjazdu za granicę i współpracy z wywiadem gospodarczym. Ten wyraził skłonność do takich kontaktów.

O tym spotkaniu w Warszawie K. powiedział też opiekunowi SB w zakładach w Alwerni Aleksandrowi J.

Spotkania w lokalach

28 czerwca 1982 r. w stolicy Małecki spotkał się z Zygmuntem K. w restauracji Habana oraz w lokalu kontaktowym ps. „Chinka”.

Wprost zaproponował bliższe kontakty poprzez rozpoznanie przemysłu krajów wysoko rozwiniętych. Przedłożył rozmówcy wcześniej przygotowane zobowiązanie do współpracy z wywiadem. Mężczyzna podpisał je w dwóch miejscach i uzupełnił stosowną datą.
Zobowiązał się do zachowania tego faktu w „bezwzględnej tajemnicy”. Opinia biegłego grafologa potwierdza dziś, że podpisy i data zostały nakreślone ręką prof. K. Naukowiec podczas spotkań nie brał żadnych prezentów i pieniędzy. Zachowały się tylko raporty oficerów wywiadu o kosztach jakie oni ponieśli na konsumpcję.
Prof. K. podał jednak oficerowi Małeckiemu informacje o koleżance Małgorzacie P. i choćby o wyjeździe znajomych do RFN, o pracownikach Instytutu Chemii Nieorganicznej. Znów się widział z Małeckim w sierpniu 1982 r. i przygotował dla niego informacje o wizycie w Alwerni obywatela Szwecji. Wspomniał, że wśród znajomych nie zauważył działalności antypaństwowej. Nadmienił coś o znajomej z RFN, która mogłaby mu przysłać zaproszenie do siebie.
Małecki zachęcał go do takiego wyjazdu. Kolejny kontakt panów odbył się w Hotelu Cracovia w Krakowie, a potem w stolicy z kolejnym oficerem wywiadu Wojciechem Jaworskim. To kolejne fikcyjne nazwisko, faktycznie pan nazywa się Wojciech W.
Konsultacje dla wywiadu

Oficerowie wywiadu w ramach fachowych konsultacji okazali prof. K. dokumenty i zapytali go, czy wykradzione przez szpiegów na Zachodzie Europy technologie można wykorzystać w polskim przemyśle. Wywiad gospodarczy zrezygnował z usług Zygmunta K. 23 grudnia 1987 roku.

Oficer Marek Harasiuk (znów fikcyjne nazwisko) napisał w raporcie, że główny cel pozyskania, czyli przerzut do RFN, nie został zrealizowany, bo „Caruso” nie dostał zaproszenia od krewnych.
Formalnie jego sprawę wywiad gospodarczy zamknął 18 stycznia 1988 r. Prof. Zygmunt K. 18 grudnia 2007 r. złożył oświadczenie lustracyjne jako dyrektor Instytutu Chemii i Technologii Nieorganicznej Politechniki Krakowskiej, ale nie stwierdził w nim wprost czy współpracował czy nie z organami bezpieczeństwa. Napisał w odpowiedniej rubryce „nie wiem”.
Minęło 10 lat i dokumentem zajął się IPN, a potem sąd. W trakcie procesu przesłuchano oficerów wywiadu, ale nie wszystkich, bo danych niektórych nie udało się ustalić.

Działał w błędzie?

W pierwszym procesie sąd przyjął, że wypełniając oświadczenie lustracyjne prof. K. działał w usprawiedliwionym błędzie i sprawę umorzył. Po apelacji IPN sprawa wróciła na wokandę i teraz przy drugim rozpoznaniu sprawy sąd przyjął jednak, że prof. K. jest kłamcą, bo podjął tajną i świadomą współpracę z wywiadem gospodarczym. Sąd uznał, że błędu po stronie profesora nie było. Jako osoba o ponadprzeciętnej inteligencji, wykształcona, mógł przed wypełnieniem oświadczenia lustracyjnego skonsultować się z IPN lub historykiem.

Zdaniem sądu spełnionych zostało pięć przesłanek współpracy, czyli były to kontakty z organem bezpieczeństwa PRL i te kontakty były tajne, świadome, wiązały się z operacyjnym zbieraniem informacji i materializowały się w konkretnych działaniach.

Obrona apeluje

Obrona kwestionowała takie ustalenia. Podkreślała, że profesor nie powinien podlegać lustracji, bo w ustawie nie jest wymienione stanowisko, zajmował na uczelni w ramach samodzielnego instytutu. Adwokat zauważył, że jego klient podpisał zobowiązanie do współpracy, ale z wywiadem gospodarczym, a nie ze Służbą Bezpieczeństwa. To jednak wyłącza go spod rygorów ustawy lustracyjnej.

Dodał, że prof. K. nie miał świadomości jakie podwójne role pełnili pracownicy Ministerstwa Przemysłu Chemicznego, z którymi się służbowo kontaktował. Dzielił się z nimi wtedy koleżeńskimi informacjami, które oni zawarli w tajnych raportach. W tych relacjach byli dla prof. K przełożonymi i faktycznie obowiązywała go tajemnica, ale resortowa dotycząca badań, a nie kontaktów z wywiadem. Według adwokata nie wolno stosować wykładni na niekorzyść lustrowanego. Gdy napisał w oświadczeniu „nie wiem” należało raczej przyjąć, że nie złożył oświadczenia i z tej racji profesor może ponieść konsekwencje, a nie przyjmować, że złożył nieprawdziwe oświadczenie.

Prawomocny wyrok

Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał, że profesor jest kłamcą lustracyjnym. Sędzia Lucyna Juszczyk nie kryła, że adwokat jednak nie ma racji, gdy twierdzi, że jego klient nie podlega pod przepisy ustawy lustracyjnej, bo był przecież wykładowcą państwowej, a nie prywatnej uczelni wyższej.

Mówiła, że Zygmunt K. spotykał się z oficerami wywiadu gospodarczego także poza ministerstwem i z tej racji musiał sobie zdawać sprawę, że to nie są wyłącznie kontakty z pracownikami resortu przemysłu chemicznego. Przecież nie tylko był konsultantem wzorów substancji chemicznych, które wywiad zdobył w Europie Zachodniej, ale też udzielał informacji choćby o znanych mu osobach wyjeżdżających do Niemiec. Ten wyrok jest już prawomocny.

FLESZ - Kto dostał mandat europosła?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Prof. Zygmunt K. z Politechniki Krakowskiej kłamcą lustracyjnym. Jako kontakt operacyjny miał ps. Caruso - Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto