Tłumy na trasie i wielkie emocje

Tysiące kibiców, wspaniała pogoda (oprócz etapu do Krynicy) i gorący doping - to kilka rzeczy, które będą najlepiej pamiętane z 66. Tour de Pologne. Fani kolarstwa tłumnie zjawili się w Małopolsce, gdzie rozstrzygał się ten wyścig.

Murzasichle, gdzie podczas etapu do Zakopanego przejeżdżali kolarze aż pięciokrotnie, wspinając się na premię górską, nie przeżyło chyba nigdy takiego najazdu przybyszów z zewnątrz. Widać, że Polacy kochają kolarstwo, trzeba dać im tylko produkt najwyższego gatunku - wielkie emocje. Takie wyzwalały podjazdy pod premie i walka w górach, ale nie mniejsze pasjonująca rozgrywka na ulicach miasta. Widok Polaka na czele pędzącej z szybkością 60 km/h grupy budził zachwyt. Trochę dobrej zabawy dał kibicom Marek Rutkiewicz, decydując się na szaleńczą akcję.

Nic dziwnego, że potem długo nie mógł opuścić miejsca dekoracji, fetowany jak bohater, rozdający autografy, choć wygrał tylko (aż?) klasyfikację górską, okazując się najlepszym z naszych reprezentantów. Nie jest znana jeszcze przyszłoroczna trasa, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by znowu kolumna TdP stawiła się w Krakowie - mówi o tym obok w wywiadzie dyrektor Czesław Lang. A więc do zobaczenia za rok? Być może kiedyś doczekamy się, by na najwyższym stopniu podium stał Polak, bo od 2003 i triumfu Cezarego Zamany czekamy na to bezskutecznie. Wtedy wyścig odbywał się jednak w innej formule, bez tylu zagranicznych gwiazd. Ale kondycja polskiego kolarstwa nie jest za dobra, pozostała daleko w tyle za organizacją TdP, który osiągnął już światową klasę.