Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzięki policjantom wciąż cieszy się życiem. W eskorcie dojechał do szpitala

Magdalena Balicka
Kazimierz Mańka
Kazimierz Mańka Magdalena Balicka
Kazimierz Mańka ma 53 lata i dzięki policjantom z Chrzanowa może nadal cieszyć się życiem. W ubiegły poniedziałek nad ranem poczuł ostry ból w klatce piersiowej. - Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zaczęło wirować. Ręce i nogi zwiotczały, a serce zakuło, jakby przebiło je rozpalone ostrze - wspomina. Resztką sił sięgnął po telefon, by wykręcić numer do brata i powiedzieć mu, że chyba ma zawał. - Pamiętam niewiele z tamtego poniedziałku. Tylko tyle, że brat wsadził mnie do samochodu i pognał jak szalony do szpitala, by zdążyć, zanim odpłynę na zawsze - opowiada pan Kazimierz.

Kazimierz Mańka mieszka w Gromcu pod Libiążem. Jego brat w sąsiedniej wsi - Żarkach. O tym, że jego bliski w drodze do lecznicy wyprzedził w niedozwolonym miejscu "czarną perłę", czyli nieoznakowany policyjny radiowóz, wie już tylko z opowieści. Nic ze zdarzenia nie pamięta.

Policjanci zatrzymali auto, na skrzyżowaniu w Żarkach. Kierowca nie zważał na ograniczenia prędkości i podwójną ciągłą.
- To, że uwierzyli bratu i zamiast spisywać dokumenty, włączyli policyjne koguty i eskortowali nas do lecznicy, uratowało mi życie - jest pewien mężczyzna.
Gdy nabierze sił i wyjdzie ze szpitala, chciałby podziękować swym wybawcom i uścisnąć im dłoń.
- Do tej pory mundurowi kojarzyli mi się raczej z tymi, co karzą i bezwzględnie wlepiają mandaty. Teraz poznałem ich drugie oblicze, tych, którzy pomagają - przekonuje mężczyzna.

W szpitalu okazało się, że pan Kazimierz nie miał zawału, a ostrą niewydolność nerek.
- Ilość kreatyniny była u pacjenta przekroczona dziesięciokrotnie - przyznaje jedna z pielęgniarek opiekujących się panem Kazimierzem, dodając, że miał dużo szczęścia, że trafił do lecznicy na czas. W tak ciężkim stanie, w jakim był Mańka, liczą się minuty.
Policjanci - aspirant Marcin Łąka i starszy aspirant Rafał Drabiec nie uważają się za bohaterów.

- Fakt, na służbie nieraz spotykamy tak zwanych bajkopisarzy, ale ten przypadek wyglądał naprawdę poważnie - przyznaje Rafał Drabiec. Zdarzyło mu się, że zatrzymany za nadmierną prędkość, tłumaczył się, że wiezie dziecko do domu, bo załatwiło się w aucie i nie ma pieluch na zmianę albo że ktoś w domu czeka na leki. - Mężczyzna, który siedział po stronie pasażera, był bardzo blady i prawie nieprzytomny - przekonuje policjant.
W ciągu kilku sekund z kolegą podjął decyzję, że przyspieszą ich podróż do szpitala.
- Włączyliśmy koguty i pomknęliśmy jeszcze szybciej po ratunek - opowiada. Choć niektórzy zarzucali im później, że nie wezwali karetki pogotowia, tylko sami asekurowali auto, jest przekonany, że to wydłużyłoby czas udzielenia pomocy o co najmniej kilkanaście minut.

- Uważam, że podjęliśmy słuszną decyzję - przekonuje Drabiec.
Tego samego zdania jest komendant małopolskiej policji Mariusz Dąbek. Kilka dni po zdarzeniu osobiście podziękował chrzanowskim policjantom za wzorową postawę.
Komisarz Mariusz Jurczyk z chrzanowskiej komendy nie kryje dumy z kolegów. - Doskonale i błyskawicznie ocenili sytuację i udowodnili, że policjanci są po to, by pomagać ludziom - zachwala funkcjonariuszy Jurczyk, przypominając, że kilka lat temu zdarzyła się podobna interwencja, gdy mundurowi eskortowali kobietę do porodu. - Kierowca, który ją wiózł, też przekroczył prędkość - zaznacza komisarz, przyznając, że w przypadku ciężarnej wykluczone jednak było oszustwo. - Tłumaczenie pirata drogowego, że źle czuje się jego pasażer, już nie jest takie jednoznaczne - dodaje.

Marcin Łąka także nie spodziewał się gratulacji od swego szefa, bo uważa, że interwencja nie była niczym nadzwyczajnym. - Mam tylko nadzieję, że kierowcy nie będą próbowali nas teraz nabierać na stan zdrowia i po przekroczeniu prędkości udawać różnych dolegliwości - dzieli się obawami aspirant z chrzanowskiej komendy. Jeśli okazałoby się jednak, że ktoś próbuje wykorzystać dobroduszność funkcjonariuszy, wówczas wyciągnie konsekwencje z niewielkim opóźnieniem. - Zawsze pozostaje nagranie z przekroczenia prędkości - podkreśla Łąka.
Kazimierz Mańka cieszy się, że policjanci uwierzyli jego bratu.
- Nerki dawały znać o sobie już wcześniej, ale bagatelizowałem problem. Nie dopuszczałem myśli, że mogę być chory - przyznaje ze wstydem mężczyzna.

Od kilku dni jest regularnie dializowany. - Pobyt w szpitalu był okazją do przemyśleń, uświadomienia sobie, co w życiu ważne. Los dał mi drugą szansę, uzmysłowił, że są wokół dobrzy ludzie, tacy jak policjanci i lekarze, dzięki którym będę mógł jeszcze złowić nie jedną rybę, a może znów zacząć hodować gołębie - zamyśla się pan Kazimierz. - Może nawet z rodziną w końcu się poukłada. Do tej pory nie było najlepiej - dodaje szeptem.
Dwa dni po ataku niewydolności nerek miał wylecieć do Szwecji i tam osiąść na kilka miesięcy, może nawet dłużej.

- Tutaj ciężko o pracę, a tam człowiek nie musi martwić się, co włożyć do garnka, nawet będąc zwykłym budowlańcem jak ja - przekonuje mężczyzna. Wyjazd musi odłożyć na później. Póki co Mańka dochodzi do siebie na szóstym piętrze chrzanowskiego szpitala na oddziale nefrologii.
Chrzanowianie cieszą się, wiedząc, że mundurowi z powiatu nie są typowymi formalistami, tylko potrafią okazać "ludzkie oblicze".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chrzanow.naszemiasto.pl Nasze Miasto