Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gra bez nut, bo melodie nosi w sercu. Trąbka to jego pasja

Redakcja
Zdzisław Mucha nie rozstaje się z trąbką, ćwiczył nawet w szpitalu. Ma doskonały słuch. Jego repertuar jest bardzo bogaty
Zdzisław Mucha nie rozstaje się z trąbką, ćwiczył nawet w szpitalu. Ma doskonały słuch. Jego repertuar jest bardzo bogaty Małgorzata Gleń
Uczył grać na trąbce biskupa Tadeusza Pieronka, z Jerzym Trelą i Janem Chrząszczem mieszkał na stancji w czasie studiów. Zdzisława Muchę zwykli ludzie poznają na... pogrzebach. - Jak zagra, to serce aż ściska. Przepięknie - mówią ci, którzy słyszeli wygrywane przez niego melodie.

Z biskupem Pieronkiem Zdzisław Mucha poznał się kilka lat temu, po jednym z koncertów. - Był bardzo muzykalnym człowiekiem. Potrafił pięknie zaśpiewać cały hymn watykański, a to niezwykle długi utwór - wspomina Zdzisław Mucha.

Potem spotkali się jeszcze kilka razy. Biskup brał do ręki instrument pana Zdzisława. - Któregoś razu zapytał, czy bym go nie nauczył grać na trąbce. Był pilnym uczniem, ale po kilku lekcjach doszedł do wniosku, że jest za stary - śmieje się trębacz.

Bo do grania na trąbce dobry słuch to za mało. Trzeba mieć sprawne dłonie, dużo siły w płucach i... umięśnione policzki. - Sam codziennie ćwiczę po dwie godziny, nawet jak byłem w szpitalu. Po miesiącu bez grania, to musiałbym wszystkiego od nowa się uczyć - mówi nasz trębacz. Ćwicząc używa specjalnego tłumika, bo trąbka to bardzo głośny instrument.

Zdzisław Mucha pochodzi z Zagórza (gm. Babice). Jego ojciec pracował w chrzanowskim Fabloku, matka z kopaczką obrabiała kawałek własnego pola. On zawsze marzył o muzyce. I to dzięki matce podjął naukę w szkole muzycznej w Oświęcimiu, choć łatwo nie było, codzienne dojazdy a w domu ledwo wystarczało na chleb.

Uczył się grać na saksofonie i fortepianie. Na studia poszedł na ekonomię, ale ciągle uczył się muzyki w średniej szkole muzycznej. W Krakowie zamieszkał razem z malarzem Janem Chrząszczem, który pochodził z Poręby Żegoty i aktorem Jerzym Trelą. To były szalone lata.

Z Janem Chrząszczem przyjaźnił się do jego śmierci, siedem lat temu. - Jan cały czas malował. Nie miał urlopu, pory obiadowej. Zawsze z pędzlem w ręku, ołówkiem - wspomina.

W salonie Zdzisława Muchy, w domu w Chrzanowie, gdzie teraz mieszka na ścianie wiszą dwa portrety pędzla Jana Chrząszcza - Zdzisława Muchy i jego żony.

Chrzanowski trębacz studiów nie skończył. Załapał się od orkiestry cyrkowej, bo dawniej w cyrkach to była podstawa. Zjeździł z ekipą całą Polskę, ale nie była to łatwa robota, więc po kilku latach zrezygnował. - Granie w cyrkach to było wręcz piekło - podkreśla.

Szybko znalazł kolejną pracę. To były czasy rock’n’rolla, swingu. - Saksofon musiał warczeć w każdym zespole - wyjaśnia. I to też była szalona robota. - Muzyk, to było panisko. Rano zapił, po obiedzie trzeźwiał, wieczorem grał - nie ukrywa.

Gdy był u szczytu kariery, zmarł jego ojciec. - Mama została na roli płacząca i trzeba było wrócić do domu pomagać - i tak też zrobił.

Dwaj młodsi bracia z domu dawno się wyprowadzili. Jeden został wojskowym, drugi pianistą w Genewie w Szwajcarii.

Zdzisław Mucha zatrudnił się więc w kopalni Janina. Muzyki nie zostawił. Przez 23 lata, aż do emerytury 19 lat temu na zmianę zjeżdżał pod ziemię i grał w różnych zespołach muzycznych, w Austrii, Turcji, Włoszech, Francji, Stanach Zjednoczonych. Takie wyjazdy trwały od miesiąca do pół roku. W kopalni brał wtedy urlopy bezpłatne.

- W Austrii ludzie kochają muzykę. Gra się nie tylko po klubach ale też na otwarciu salonu fryzjerskiego i oddziału w szpitalu, urodzinach - opowiada,

W Stanach Zjednoczonych grał u Dolly Parton, która pod Atlantą ma park rozrywki. - Zatrudnia kilka zespołów, gra się różną muzykę, ale to w sumie nudna praca była, taka powtarzalna - mówi.

Od siedmiu lat nie jeździ już za granicę. Teraz gra głównie na pogrzebach, ślubach i z okazji różnych uroczystości.- 1 marca zagram przy kościele św. Mikołaja w Chrzanowie na apelu z okazji Dnia Żołnierza Wyklętego - zdradza.

Syn i wnuki odziedziczyły po nim zamiłowanie do muzyki. Syn ma zespół, wnuk w szkole muzycznej grał na klarnecie. 11-letnia wnuczka Marysia uczy się gry na skrzypcach.

Trochę żałuje, że w Polsce muzykę gra się tylko okazjonalnie. - W szkołach muzycznych uczy się grania po kątem muzyki klasycznej, operowej. Nie ma muzyki rozrywkowej, swingu, ludowej. A ile młodych ludzi potrzeba w orkiestrach? - pyta.

On sam gra z pamięci, nut nie używa, wystarczy, że przeczyta jej kilka razy i zapamiętuje. Ostatnio znajomy wysłał nuty do dość trudnego utworu. - Poćwiczę i zapamiętam. Sprawia mi to satysfakcję, że każdy rodzaj muzyki potrafię zagrać: na pogrzeb, wesele i dla pań z Koła Gospodyń Wiejskich. Po prostu jestem uniwersalny - śmieje się trębacz.

ZOBACZ KONIECZNIE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Gra bez nut, bo melodie nosi w sercu. Trąbka to jego pasja - Gazeta Krakowska

Wróć na chrzanow.naszemiasto.pl Nasze Miasto