Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Libiąż: kłusownicy na celowniku. Morderców zwierząt ścigają nie tylko leśnicy i myśliwi

Magdalena Balicka
Strażnicy leśni z Nadleśnictwa Olkusz prezentują znalezione w lesie wnyki. Gdy zwierzę zapląta się w druty, umiera długo i boleśnie
Strażnicy leśni z Nadleśnictwa Olkusz prezentują znalezione w lesie wnyki. Gdy zwierzę zapląta się w druty, umiera długo i boleśnie fot. Magdalena Balicka
Rodzina z Libiąża, która tydzień temu złapała na gorącym uczynku kłusownika, udowodniła, że mordercy zwierząt nie są już bezkarni. Bohaterscy libiążanie dali przykład lokalnym kołom łowieckim i leśnikom, którzy zaczęli jeszcze staranniej przeczesywać knieje w poszukiwaniu wnyków. Pracy im nie zabraknie.

Czytaj także: Rysiowi z "Klanu" zabronili wywiadów przed śmiercią [ZDJĘCIA]

- Kłusownicy są największą plagą lokalnych lasów. Uaktywniają się szczególnie przed Świętami Bożego Narodzenia, rozrzucając wnyki i przynętę zarówno na kuropatwy, jak i grubą zwierzynę, sarny, byki i dziki - zauważa Andrzej Berkowski, nadleśniczy z Chrzanowa.

Przyznaje jednak, że złapanie kłusownika na gorącym uczynku to nie lada wyczyn. - Nie pamiętam, kiedy naszym leśnikom ostatnio się to udało - twierdzi.
Na leśnych intruzów czają się także myśliwi.

- Kłusownicy zabijają zdrową zwierzynę, często w okresie reprodukcji - twierdzi Eugeniusz Strączek, przewodniczący koła łowieckiego "Łoś" w Libiążu. Choć zdaje sobie sprawę, że miłośnicy zwierząt mają łowczych także za morderców, podkreśla, że oni strzelają tylko i wyłącznie w ramach selekcji do tych leśnych stworzeń, które mają wrodzone lub nabyte wady.

- Działamy humanitarnie. Nie męczymy zwierzyny, jak robią to kłusownicy - podkreśla łowczy. - Mnie serce krwawi, gdy widzę biedne sarenki, które cierpią katusze uwięzione we wnykach. One tak umierają nawet kilka dni - opowiada pan Eugeniusz.

Kłusownik, którego złapali mieszkańcy ulicy Partyzantów w Libiążu, jest mu doskonale znany.

- Ten facet mieszka w bloku na osiedlu Flagówka w Libiążu i od lat bezkarnie zabija dziczyznę. Jest profesjonalistą. Niestety, nigdy nie złapaliśmy go za rękę - opowiada przewodniczący Łosia. Jest pełen szacunku dla pana Leszka, który nie bał się rzucić na uzbrojonego kłusownika.

Gdy wezwany przez policję, dotarł w ostatnią środę tamtego roku na miejsce mordu sarenki w lasku przy ulicy Partyzantów, nie krył wzburzenia.

- Ciało zwierzęcia było porozrzucane między gałązkami. Kłusownik wyciął tylko mięso z tylnych nóg i klatki piersiowej. Pozostawił wszystkie niepotrzebne mu wnętrzności oraz skóry - relacjonuje łowczy z Libiąża.

Po zatrzymaniu, sprawca nie przyznał się do winy. - Twierdził, że znalazł ciało zwierzęcia dzień wcześniej i teraz wrócił, by je poćwiartować - opowiada Robert Matyasik, rzecznik chrzanowskiej policji. Zatrzymany przyznał się do winy dopiero w areszcie.

- Postawiliśmy mu zarzuty, za które grozi do pięciu lat więzienia - dodaje mundurowy.

Eugeniusz Strączek od początku wiedział, że kłusownik kłamie. - Ciało sarenki było jeszcze ciepłe. Niemożliwe, by cały dzień przeleżała martwa w lesie - dzieli się spostrzeżeniami.

Od bohaterskiego zatrzymania kłusownika minęło już kilka dni. Mieszkańcy Libiąża i okolic nadal nie mówią o niczym innym jak o Renacie i Leszku.

- Nie wiedziałem, że mieszkam w sąsiedztwie tak odważnych i wspaniałych ludzi - przyznaje z dumą Marek Cygan, libiąski radny. Podkreśla, że wszyscy powinni brać przykład z sąsiadów.

- A kłusownikowi należy się surowa kara. Ciekawe, jakby się czuł, gdyby jego ktoś na kilka dni przywiązał do drzewa - oburza się pan Marek. Iwona Rokosz z ulicy 1 Maja także słyszała o dzielnej rodzinie.

- Sama mam w domu dwa koty, jamnika i papużki. Kocham zwierzęta i udusiłabym każdego, kto robi krzywdę zwierzętom - przekonuje kobieta. Renata i Leszek, którzy złapali intruza, żałują tylko, że nie zatrzymali go wcześniej.

- Ten łotr zdążył upolować trzy nasze wierne kotki, które pozostawiła po sobie moja zmarła siostra - wzrusza się pani Renata. Podejrzewa, że kłusownik zabił je dla skórek. - Są jeszcze w Libiążu ludzie, którzy wierzą, że futerko z kota leczy reumatyzm. Choć to nieprawda, zabobonni ludzie mordują niewinne stworzenia - opowiada libiążanka.

Jej mąż Leszek ze spokojem wspomina atak na mordercę zwierząt. - Działałem pod wpływem impulsu. Wiedziałem, że facet właśnie zabił sarnę. Rzucając się na niego, nie myślałem jednak, że może zdzielić mnie siekierą, którą przy nim później znalazła policja - opowiada mężczyzna.
Na szczęście ani jemu, ani jego synowi nic złego się nie stało. Choć ich czyn nie zwróci życia ani kotom, ani sarnie, ma nadzieję, że uchroni od zagłady inne stworzenia.

- Najgorsze, że po przesłuchaniu kłusownik wyszedł na wolność - zauważa łowczy Eugeniusz Strączek. Liczy jednak, że sprawa nie zostanie umorzona ze względu na niską szkodliwość czynu. Wartość zabitej sarny wyceniono na około 250 złotych.

Dwa lata temu na gorącym uczynku złapano kłusownika w lesie w podolkuskiej Żuradzie. Wpadł, bo strażnicy leśni poszli jego tropem, przypuszczając po co ten idzie do lasu.

Najlepszy Piłkarz i Trener Małopolski 2011. Weź udział w plebiscycie i oddaj głos!

Sprawdź magazyn Gazety Krakowskiej! Bulwersujące zdarzenia, niezwykli ludzie, mądre opinie

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chrzanow.naszemiasto.pl Nasze Miasto