Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po Kuchennych Rewolucjach był na topie, ale w tym roku zamknął biznes. Nie jest jedyny. Dlaczego właściciele lokali się poddają?

Sławomir Bromboszcz
Sławomir Bromboszcz
Michał Kuliński właściciel restauracji 4 Smaki Na Języku w Libiążu
Michał Kuliński właściciel restauracji 4 Smaki Na Języku w Libiążu Archiwum prywatne
Kolejne restauracje znikają z kulinarnej mapy zachodniej Małopolski. Zamknięte zostały tutaj wszystkie lokale, w których Kuchenne Rewolucje przeprowadziła kiedyś Magda Gessler. Z działalności gastronomicznej zrezygnował m.in. Michał Kuliński, właściciel restauracji 4 Smaki Na Języku w Libiążu. Rozmawiamy z nim o tym, dlaczego właściciele lokali się poddają.

Zamknięte restauracje w zachodniej Małopolsce

Restauracja 4 Smaki Na Języku została zamknięta w lipcu br. Dlaczego postanowił pan zrezygnować z prowadzenia działalności gastronomicznej?
Głównym powodem zamknięcia restauracji była sytuacja związana z wojną na Ukrainie, która spowodowała olbrzymi wzrost cen na rynku gastronomicznym. Początkowo podrożały olej, mięso, a później pszenica i ceny mąki rosły w kosmicznym tempie. Warzywa podrożały do tego stopnia, że aby utrzymać "normalne" ceny w menu, jak na nasz region, musiałbym schodzić z jakości dań co ostatecznie spowodowało, że zdecydowałem się zamknąć restauracje, gdyż nigdy nie pozwolę na sprzedaż czegokolwiek poniżej moich standardów jakościowych.

Jakie obecne największe trudności, wyzwania stoją przed branżą gastronomiczną?
Teraz głównym problemem poza cenami są pracownicy. W porównaniu do dużych miast musimy szukać pracowników z małej puli ludzi i to najczęściej jest rotacja po restauracjach tych samych osób, które sobie krzyczą coraz większą stawkę godzinowa, gdyż wiedzą że nie ma konkurencji jak w dużych miastach. Rosnące koszty prądu, czynszu, gazu i tak naprawdę wszystkiego, co powoduje, iż gastronomia przestaje być opłacalna. Jak mam wybrać zakupy w sklepie na obiad dla dwóch osób za 100 zł, to często się zastanawiam i zdecydowanie większość ludności w mniejszych miejscowościach boryka się z tymi samymi dylematami.

4 Smaki na Języki w Libiążu, Utarte w Chrzanowie, Bistro Pieczone Gołąbki w Trzebini i Marysieńka w Babicach pod Oświęcimiem - to restauracje, które wzięły udział w Kuchennych Rewolucjach i dziś już ich nie ma. To przypadek? Jak udział w tym popularnym programie wpłyną na działalność restauracji?
Udział w programie Kuchenne rewolucje na pewno pomógł nam marketingowo. W naszym przypadku było to na początku okresu pandemii. Dzięki zyskanej sławie przetrwaliśmy, choć nie łapaliśmy się na dotację. Wzrost klientów na początku to 400-500 proc. Potem stopniowo utrzymywało się to na poziomie 150-200 proc. od zarobków przed show.

W trakcie pandemii realizacja programu wyglądała nieco inaczej niż wcześniej...
Sama pani Magda była mało dostępna i mało osiągalna ze względu na pandemię. Mieliśmy szczęście i nieszczęście, że byliśmy nagrywani jako piersi w pandemii. Koncept się zmieniał co chwilę. Owocem tego był odcinek, który nie do końca był tym, czego my oczekiwaliśmy. Same dania, które były na okres pandemii, czyli odpowiednie do sprzedaży na wynos, po pandemii sprzedawały się coraz słabiej. Nie dostaliśmy opracowanej żadnej przystawki, zupy ani deseru, który mógłby urozmaicać rewolucyjną kartę menu, gdy wróciło serwowanie w lokalu, dlatego staraliśmy się ją zmieniać sami. Odnośnie innych restauracji i ich zamknięcia, myślę że w przypadku Bistra Pieczone Gołąbki wystarczy oglądnąć ten odcinek, aby zobaczyć, że tam problemów po rewolucji było chyba więcej niż przed, więc to nie miało szans na przetrwanie. Zarówno ja, jak i pan Jacek z Utartego walczyliśmy do końca i schodzimy ze sceny czując, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Niestety to nie są czasy gastronomii.

Czy w dłuższej perspektywie dokonane "rewolucyjne" zmiany przypadły do gustu klientom?
W pandemii klienci byli zachwyceni naszymi produktami. Przyzwyczaili się także do tego, że jesteśmy dostępni głównie na wynos, co w późniejszym czasie przerodziło się w puste sale oraz bardzo dużą ilość dowozów, nawet do 80 proc.

Być może problem jest głębszy. Libiąż, Chrzanów, Trzebinia, czy Babice nie są "turystyczne", ludzie mają inne oczekiwania... Na początku restauracje po rewolucjach były chętnie odwiedzane z uwagi na zyskaną popularność. Być może to po prostu nie mogło się udać?
Niestety Libiąż jest małą miejscowością nastawiona raczej na fast foody, a ci którzy szukają czegoś innego, wolą wyjechać do Krakowa lub Katowic. Dlatego jak wspominałem wcześniej utrzymywaliśmy się głównie z dowozów. Konkurencja w Libiążu ma więcej imprez okolicznościowych, które pozwalają im przetrwać, my niestety nie mieliśmy ich zbyt dużo, gdyż układ sali nie pozwalał na wesela. Właściciel budynku często szedł na rękę, był bardzo życzliwym człowiekiem i naprawdę oboje staraliśmy się wyciągnąć maksa z tego miejsca.

Czy zamierza pan dalej w dogodniejszej lokalizacji działać w branży gastronomicznej? Czy na stałe żegna się z rolą szefem kuchni?
Obecnie odpoczywam od gastronomii, byłem bardzo blisko otwarcia nowego projektu w Chrzanowie, ale po kilkunastu konsultacjach stwierdziłem, że ekonomicznie jest to hazard większy niż gra na giełdzie w tych czasach. Wróciłem więc do branży finansowej w dużym mieście. Myślę, że jak czasy się uspokoją i wróci to wszystko na właściwy tor, to pomyślę nad otwarciem czegoś nowego, gdyż to moja pasja.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Po Kuchennych Rewolucjach był na topie, ale w tym roku zamknął biznes. Nie jest jedyny. Dlaczego właściciele lokali się poddają? - Gazeta Krakowska

Wróć na chrzanow.naszemiasto.pl Nasze Miasto