Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny w Oświęcimiu. 13 grudnia 1981 r. wszystko się zmieniło. Jak powstała podziemna Solidarność Ziemi Oświęcimskiej?

Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień
W 1981 roku Solidarność w Zakładach Chemicznych "Oświęcim" należała do największych w regionie. Na zdjęciu uroczystość poświęcenia sztandaru na lodowisku
W 1981 roku Solidarność w Zakładach Chemicznych "Oświęcim" należała do największych w regionie. Na zdjęciu uroczystość poświęcenia sztandaru na lodowisku Małopolski Szlak Solidarności
Przed 13 grudnia 1981 roku byli przeważnie młodymi, szeregowymi związkowcami Solidarności w Zakładach Chemicznych „Oświęcim”. Z chwilą wprowadzenia stanu wojennego wszystko się zmieniło. Po aresztowaniach przez Służbę Bezpieczeństwa głównych działaczy oświęcimskiej Solidarności, zaczęli tworzyć jej podziemne struktury.

Kliknij w przycisk "zobacz galerię" i przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE

13 grudnia 1981 w Oświęcimiu

Solidarność w ZChO była w 1981 roku jedną z największych organizacji związkowych na Podbeskidziu i w Małopolsce. Liczyła ponad 10 tys. ludzi, co stanowiło ok. 90 pracowników całej załogi kombinatu. 13 grudnia 1981 roku wraz z ogłoszeniem przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego stanu wojennego Służba Bezpieczeństwa aresztowała działaczy NSZZ Solidarność z terenu Oświęcimia. - Byli wśród nich m.in. Adam Prokopowicz, Henryk Rawicz, Józef Urbańczyk z ZChO oraz Mieczysław Hajek z OZNS - wyliczają
zmarły w ostatnich dniach Wiesław Konrad Czarnik i Stefan Lukesch, autorzy wydawnictwa „Małopolski Szlak Solidarności” w Oświęcimiu.

- Dzień później, w poniedziałek, 14 grudnia w hali budynku H-125, największym na terenie zakładów odbył się wiec z udziałem ok. 1000 pracowników. Domagaliśmy się uwolnienia aresztowanych działaczy i przywrócenia legalnej działalności Solidarności. Zagroziliśmy, że inaczej będzie strajk

– opowiada Janusz Gołdynia, wtedy 23-letni jeden z szeregowych związkowców.

Komisarz wojskowy, przedstawiciel komunistycznej władzy, który zjawił się na wiecu, powiedział, że postulaty zostaną spełnione, ale okazało się to być zwykłe kłamstwo. Jeszcze nadchodzącej nocy inicjatorzy wiecu: Jadwiga Gołdynia, matka wspomnianego młodego związkowca, Anatoliusz Bielski, Piotr Nowak, Bronisław Zontek także zostali internowani. To nie był koniec zatrzymań. W kolejnych dniach podobny los spotkał także m.in. innego działacza z ZChO Jacka Grossera, Janusza Januszewskiego z PKS-u i Wiesława Orzechowskiego z OMAG-u.

Solidarność Ziemi Oświęcimskiej

- Na drugi czy trzeci dzień po wiecu zebraliśmy w domu moich rodziców na ul. Zwycięstwa. Był to czas peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, który akurat wtedy był u nas. Przyszło modlić się trochę osób, co było dla nas formą „przykrywki”. W miarę bezpiecznie mogliśmy spotkać się pomieszczeniu obok i ustalić, co będziemy robić

– mówi Andrzej Obstarczyk, który do 13 grudnia także był zwykłym związkowcem.

Oprócz niego w tym pierwszym konspiracyjnym zebraniu wzięli udział m.in. Janusz Gołdynia, Andrzej Dziędziel, Stefan Lukesch oraz jeszcze przed zatrzymaniem Jacek Grosser i Wiesław Orzechowski. Wtedy powstały podziemne struktury zdelegalizowanego związku pod nazwą „Solidarność Ziemi Oświęcimskiej”.

- To był spontaniczny bunt. Spróbowaliśmy trochę wolności i nie mogliśmy pogodzić się z tym, że komunistyczna władza chce zdławić ten wielki społeczny zryw

– dodaje.

Funkcję przewodniczącego podziemnych struktur związku objął Stefan Lukesch. - Byłem osobą najmniej znaną, więc ryzyko, że zostanę zatrzymany przez SB było mniejsze niż w przypadku innych kolegów - mówi.

W krótkim czasie dzięki zaangażowaniu wielu ludzi powstały prężne struktury Solidarności Ziemi Oświęcimskiej, w których działało ponad 200 osób. Obok robotników byli wśród przedstawiciele różnych środowisk, m.in. prawniczego, nauczycielskiego, kadry technicznej, kultury, duchowieństwa.

- Zbieraliśmy składki związkowe na pomoc dla internowanych i represjonowanych, prowadziliśmy akcje plakatowe i ulotkowe, kupowaliśmy wydawnictwa niezależne - wylicza Stefan Lukesch.

Na początku ulotki i plakaty przywożono z Krakowa. Potem Solidarność Ziemi Oświęcimskiej zaczęła drukować materiały na samodzielnie skonstruowanym powielaczu. W kwietniu kwietnia 1983 r. bezpieka wpadła na trop drukarni i aresztowała Władysława Barusia, w którego domu przy ul. Czernichowskiej 30 w trakcie rewizji znaleziono urządzenia do drukowania i ulotki sygnowane Solidarność Ziemi Oświęcimskiej.

Przez blisko rok Stefan Lukesch wraz z innymi członkami podziemnych struktur pomagali się ukrywać Stanisławowi Trybusiowi, poszukiwanemu przez SB przywódcy strajku w kopalni „Piast”. Ukrywał się on m.in. w domu w Polance Wielkiej, w mieszkaniach przy ul. Szpitalnej i ul. Śniadeckiego.

Bezpieka aresztowała młodych związkowców

Bezpieka nie ustawała w poszukiwaniach ludzi z podziemnych struktur. O tym, że aktywnie działały, świadczyły m.in. ulotki i plakaty na terenie ZChO z hasłami: „Solidarność żyje”, „Gaz i pała to atuty cymbała”. Wśród pracowników krążyły podziemne gazetki.

- W odpowiedzi SB przeprowadziła wśród pracowników ZChO szereg rewizji, zarówno w zakładzie, jak i w mieszkaniach prywatnych oraz w hotelach robotniczych

- przypominają wspomniani Wiesław Konrad Czarnik i Stefan Lukesch, autorzy wydawnictwa „Małopolski Szlak Solidarności”.

Pod koniec lutego 1982 SB aresztowała trzech związkowców podziemnych struktur: Andrzeja Obstarczyka, Andrzeja Dziędziela i Janusza Gołdynię. Najpierw były brutalne przesłuchania, a potem proces. W trybie doraźnym stanęli przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Krakowie. Oskarżeni zostali m.in. o niezaniechanie działalności związkowej i próbę obalenia siłą ustroju PRL. Pretekstem było pięć sztuk amunicji, a właściwie pustych łusek z pociskami do broni sportowej znalezionej podczas rewizji w domu Janusza Gołdyni. Stały po prostu na telewizorze, a zostawił je sobie na pamiątkę po służbie wojskowej. Dostali wyroki po roku i 1,5 roku więzienia.

- Myślę, że były to szczególnie dramatyczne wydarzenia dla naszych rodzin

- zauważa Janusz Gołdynia, wówczas młody żonkoś i ojciec. - Jakiś czas po zatrzymaniu przewieźli mnie z Oświęcimia do innej komendy. Rodzina nic nie wiedziała, żona zjeździła kilka miejsc na Podbeskidziu, zanim udało się jej dowiedzieć, że trzymany jestem w Żywcu - dodaje.

Wszyscy mówią o ogromnej roli bezimiennych ludzi, którzy ich wspierali. - Któregoś dnia mama przywiozła mi paczkę do więzienia na Montelupich. Mówię do niej, że niepotrzebnie, bo przecież są kartki na żywność, nic nie można kupić, a ona, że znalazła to na progu przed drzwiami naszego mieszkania - opowiada Andrzej Dziędziel.

FLESZ - Jak pozbyć się stresu w godzinę? Tę metodę stosowała NASA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto