"Gazeta Krakowska" sprawdziła, jak to działa. - Jest pan w stanie dostarczyć większą ilość dopalaczy? Bardzo potrzebuję - pytamy człowieka, który odebrał telefon z ulotki reklamującej jedne ze sklepów. - Nie ma problemu. A kupowaliście już u nas? - Tak, ale to jakiś czas temu. - No to dla stałych klientów dowóz gratis - zapewnia tajemniczy głos w słuchawce.
Podobną rozmowę, tylko kilka godzin wcześniej przeprowadził Łukasz Kmita, radny i współzałożyciel Stowarzyszenia Stop dla Dopalaczy, który ulotkę dostał w jednym z kiosków z fast foodami. - To przerażające. Choć sklepy niby są zamknięte, handlować tymi środkami nadal się da - denerwuje się radny. Jego stowarzyszenie planuje dalszą walkę z dopalaczami. Teraz nie będą już maszerować przez Olkusz. Chcą w szkołach prowadzić zajęcia uświadamiające młodzieży jak niebezpieczne są to środki.
- Najgorsze jest to , że my tak naprawdę nie wiemy, co jest w dopalaczach. Na opakowaniach nie podaje się składu, bo to przecież teoretycznie nie są środki do spożycia - mówi Agata Knapik, inspektor sanitarny z Olkusza. - Żeby leczyć z zatrucia osobę, która trafia do szpitala, trzeba najpierw wiedzieć, co wzięła. Wymaga to kosztownych i długotrwałych badań, na które może nie starczyć czasu, bo dopalacze bardzo szybko powodują zatrzymanie oddechu i krążenia - przestrzega inspektor Agata Knapik.
Dodaje, że dopalacze robione są nawet z najgroźniejszych chemikaliów czy składników trutek na szczury. Prawo nie nakładało na sprzedawców i producentów dopalaczy odpowiedzialności za ich skład. Wystarczyło, że na opakowaniach napisane jest, że to produkt nie do spożycia, a w przypadku połknięcia trzeba zgłosić się do lekarza. Walka z dopalaczami w Olkuszu ma długą historię. Rozpoczęła się jeszcze wczesnym latem po otwarciu pierwszego w mieście sklepu z dopalaczami. W ciągu kilku miesięcy powstały jeszcze trzy kolejne takie punkty. Na ulicy Szpitalnej, Kościuszki i dwa na Króla Kazimierza. Tylko właściciel jednego z nich wycofał się z rynku. Reszta, głównie wieczorami, oblegana była przez młodych ludzi.
- Dopalacze dają kopa. Co mam nie brać, jak inni biorą - przyznaje klient sklepu na ulicy Szpitalnej. Decyzję głównego inspektora sanitarnego popierają w Olkuszu wszyscy samorządowcy, politycy i radni. - Dopalacze to przekleństwo - nie ukrywa swojego zdania Andrzej Ryszka, poseł na Sejm z Platformy Obywatelskiej. - Oprócz restrykcji, potrzebna jest także świadomość społeczeństwa, a nawet wręcz agresja skierowana przeciwko dopalaczom - tłumaczy. Jeszcze przed weekendowym zamknięciem sklepów z dopalaczami wiceburmistrz Olkusza, Włodzimierz Łysoń, zamierzał namawiać radnych, by poszli śladem bydgoskich rajców, którzy zakaz o sprzedaży dopalaczy na terenie ich miasta podjęli na sesji.
Teraz prawdopodobnie nie będzie to potrzebne, ale i tak wszyscy z uwagą obserwują, co dzieje się z ustawą "antydopalaczową". - I tak chcemy na najbliższej sesji złożyć rezolucję do burmistrza, by już nigdy nie dopuścić do sprzedaży dopalaczy - mówi Andrzej Ćwikliński, radny Prawa i Sprawiedliwości, przewodniczący komisji zdrowia. Chwali rząd za twarde decyzje. - Niezależnie od przynależności partyjnej wszyscy powinniśmy zwalczać ten proceder. Tu przecież chodzi o interes społeczny - zdrowie młodego pokolenia.
Kiedy nowa ustawa miałaby szansę wejść w życie?
Najdalej 14 listopada. Ale już teraz dopalacze pojawiają się w nielegalnym obrocie. Tu powstaje pytanie, czy władze są przygotowane do walki z czarnym rynkiem. Potrzebne jest zaangażowanie różnych urzędów, policji, prokuratury, by ta walka była skuteczna. Ustawa musi dać podstawy prawne nie tylko ograniczenia sprzedaży, ale i możliwości kontroli.
(mmg)
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?