Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wszystkie igrzyska Adama Małysza. "Kryształową Kulę zamieniłbym na olimpijskie złoto" [ROZMOWA]

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Adam Małysz z dwoma medalami z IO w Vancouver (2010)
Adam Małysz z dwoma medalami z IO w Vancouver (2010) Fot. Marcin Obara / Polskapresse
Adam Małysz, znakomity przed laty skoczek narciarski, wspomina swoje występy - w różnych rolach - na igrzyska olimpijskich.

Startował pan cztery razy na igrzyskach olimpijskich, od Nagano 1998. Jak pan wspomina swój olimpijski debiut, pierwszy skok? Nawet nie pamiętam tego pierwszego skoku. To nie jest ważne, bo i tak ogólnie nie był to udany występ (51. i 52. lokata - przyp.).
Wielka szkoda, bo próba przedolimpijska była wygrana. W sezonie zrobiłem kwalifikację, ale później, przed igrzyskami, nie byłem w dobrej dyspozycji. Przygotowywany byłem głównie z myślą o konkursie drużynowym. Po powrocie miałem nawet takie myśli, żeby zakończyć karierę.

Sportowcy często mówią, że dla nich najważniejsze są igrzyska. Z panem też tak jest?
Wiadomo, że to coś cudownego. To było dla mnie zupełnie nowe wydarzenie, coś ekskluzywnego. Pierwszy raz byłem na tak dużej imprezie, nie tylko w skokach.

Cztery lata później z Salt Lake City wrócił pan ze znacznie lepszym wynikiem.
Tak, jechałem tam jako faworyt, byłem bardzo dobrze przygotowany do tego występu. Wszyscy liczyli na medale, także na złoto. Niestety, dla mnie, Simon Ammann wtedy był w wysokiej formie, zdominował te igrzyska, wygrywał bardzo pewnie.

Pan zdobył dwa medale - srebrny i brązowy. Zamieniłby pan je na jeden złoty?
Wtedy mówiłem, że nie. Z perspektywy czasu - może bym zgodził się na taką wymianę. Dla mnie to był duży sukces. Wtedy były duże oczekiwania, ogromna presja. Ja cieszyłem się, że to udźwignąłem, dwa razy stanąłem na podium. To był też efekt ciężkiej pracy. Po nieudanych igrzyskach w Nagano poprosiłem o psychologa, żeby nauczyć się metod radzenia sobie z presją. Zaczęło mi to wychodzić. Ten stres, trema w trakcie zawodów pozostają, ale jak znasz sposoby, żeby sobie z tym poradzić, to jest inaczej.

Nie miał pan jakiegoś choćby symbolicznego żalu do Ammanna? On miesiąc wcześniej wyszedł ze szpitala po upadku na skoczni, a na igrzyskach zgarnął wszystko co najlepsze.
Nie. On wygrał te zawody, to nie tak, że ja przegrałem. I tyle. Dla mnie liczą się też inne wyniki, nie dzielę imprez na lepsze i gorsze. Miałem zwycięstwa w Pucharze Świata, zdobyłem Kryształową Kulę, a żeby to osiągnąć, trzeba było być w dobrej dyspozycji przez cały sezon. Wiem jednak, że nie można wszystkiego wygrać. Może później, z perspektywy czasu zamieniłbym tylko taką Kryształową Kulę, bo mam ich cztery, na jedno złoto olimpijskie...

W 2006 roku z Turynu wrócił pan w ogóle bez medalu.
Nie byłem faworytem tych igrzysk, ale brakło mi naprawdę niewiele, by stanąć na podium. Na małej skoczni wtedy różnice w czołówce były nieznaczne (Małysz zajął 7. miejsce, 3,5 pkt od podium, 5,5 pkt od zwycięskiego Norwega Larsa Bystoela - przyp.). Nie liczono, że będę walczył o medal, ale przy odrobinie szczęścia mogło się go udać zdobyć. Wszyscy widzieli, że moja dyspozycja nie jest tak dobra jak innych. Nie uważam, że to były dla mnie nieudane zawody, ale w stu procentach nie mogłem być zadowolony.

Podczas igrzysk w Vancouver w 2010 r. wrócił pan na podium - wywalczył dwa srebrne medale.
Z tego występu byłem bardzo zadowolony, zwłaszcza że nie jechałem tam jako faworyt. Ci, którzy nimi byli, zamiast swoimi skokami zajęli się czymś innym - zapięciami Ammanna. Austriacy wtedy byli bardzo mocni, a sprawa protestów za bardzo ich pochłonęła. Dla mnie to były bardzo dobre konkursy - nie byłem kandydatem do podium, a zdobyłem dwa medale! Chcę zaznaczyć, że to nie była kwestia szczęścia, że się udało, to wszystko było wypracowane. Zdecydowałem, że do Kanady polecę później, by nie przechodzić aklimatyzacji. Potraktowałem to jak Puchar Świata - przyjeżdżam i od razu skaczę. To okazało się strzałem w dziesiątkę.

Pana aż dwa medale były wówczas pewnym zaskoczeniem.
Miałem satysfakcję, bo media twierdziły, że Małysz jest bez szans na medal. Jednak ówczesny prezes PKOl, śp. Piotr Nurowski, gdy wypowiadał się o szansach olimpijskich, mówił, że wierzy we mnie i ma przeczucie, że zdobędę dwa medale. To się sprawdziło. Lepszego prezentu nie mogłem mu sprawić.

Znów dwukrotnie przegrał pan z Ammannem...
Wtedy był już naprawdę zupełnie poza zasięgiem. Różnicę zrobiły jego zapięcia. Prowadząc płasko narty, nawet przy drobnych błędach, był w stanie daleko polecieć.

Znów wypada zapytać, czy miał pan żal do rywala i czy nie zamieniłby pan srebrnych krążków na jeden, z cenniejszego kruszcu.
Wiadomo, że każdy chciałby mieć złoto, bo to o nie się walczy. Dla mnie te dwa srebrne medale były świetnym osiągnięciem, bo naprawdę mało kto na mnie stawiał. To było niesamowite wydarzenie, zwłaszcza że sukces przyszedł, gdy byłem już u schyłku kariery.

Teraz w kadrze są zawodnicy 35-letni i odnoszą sukcesy. Przed sezonem prezes PZN Apoloniusz Tajner mówił, że mógł pan pojechać na igrzyska do Soczi 2014 i zdobyć na nich medal.
Soczi raczej nie było dla mnie. Ja już byłem mocno wykończony, zmęczony przygotowaniami. Dziś zupełnie inaczej się trenuje, nawet w takim wieku można dobrze skakać. Za moich czasów treningi były cięższe, więcej pracowaliśmy nad wytrzymałością. Nie było tylu wyciągów, wind, więcej się chodziło. Generalnie potrzeba było więcej siły, kondycji, zawodnik szybciej był wyeksploatowany. Do tego dochodzą skutki ścisłej diety, którą trzeba było trzymać przez wiele lat.

Zakończenia kariery w 2011 roku pan nie żałował? To był przemyślana decyzja, nigdy jej nie żałowałem. Chciałem zakończyć wtedy, gdy będę dobrze skakał.
W 2014 roku w Soczi Kamil Stoch zastąpił pana godnie. Było złoto, i to nawet podwójne. To coś niesamowitego, że po moim zejściu ze skoczni Kamil zaczął tak wspaniale skakać, spełniać swoje marzenia. To wszystko sprawiło, że teraz mamy w skokach tak duży potencjał, rozwinęliśmy się, jesteśmy cenionym krajem. Pomijając bieżący sezon, w którym nam nie idzie.

Nie zazdrości pan Stochowi? Wynikowo pana przebił bardzo szybko...
Ja jestem spełnionym sportowcem, nigdy nikomu nie zazdrościłem sukcesów.

Na IO wrócił pan w 2018 roku, w Pjongczangu był pan w roli dyrektora PZN. Mieliśmy złoto Stocha na dużej skoczni, brąz w drużynie, ale chyba był też i niedosyt.
Był sukces, dwa medale, ale przykre było to, co wydarzyło się podczas konkurs na średniej skoczni. Po pierwszej serii prowadził Stefan Hula, Kamil Stoch był wysoko. Konkurs się przedłużał, ale chciano za wszelką cenę go dokończyć. Nie było to zgodne z przepisami, bo konkurs musi się odbyć jednego dnia, a ten skończył się po północy. Medalu w nim nie zdobyliśmy.

Jak pan przyjął tę porażkę?
To nie my przegraliśmy, to była porażka systemu. Przeżywałem to dużo bardziej, niż gdybym sam skakał. Wiadomo, w jakiej tam byłem roli. Chciałoby się pomóc, ale to od zawodników zależy wynik. W dodatku doszło to tej kontrowersyjnej sytuacji, a człowiek był bezradny.

Przed nami igrzyska w Pekinie. W tym sezonie nasi skoczkowie spisują się dużo poniżej oczekiwań. Czego można się spodziewać po występie w Pekinie?
Nie jesteśmy w tak wysokiej dyspozycji jak choćby w poprzednim sezonie, więc te oczekiwania pewnie nie będą tak wysokie, jak poprzednio. Liczę jednak, że zdobędziemy medale na igrzyskach, po to tam przecież jedziemy. Nie będę jednak mówił o ich kolorze ani liczbie...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wszystkie igrzyska Adama Małysza. "Kryształową Kulę zamieniłbym na olimpijskie złoto" [ROZMOWA] - Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto